Norma Euro5+ skasowała ważne motocykle. Ku pamięci

Od stycznia 2025 roku w branży motocyklowej zaczęła obowiązywać zaostrzona norma emisji spalin Euro5+. Zmusiła ona producentów do wycofania ze sprzedaży kilku ważnych motocykli.
Wprowadzenie normy Euro5+ – o co chodzi?
Choć ta sytuacja trwa już od wielu lat, trudno się przyzwyczaić. Co kilka sezonów Unia Europejska ogłasza kolejne „edycje” nowej normy emisji spalin Euro – tym razem jest to Euro5+. Każda z tych „edycji” sprawia, że z rynku znikają często unikalne lub kultowe motocykle, które nie spełniają normy, a ze względów ekonomicznych producentom nie opłaca się ich przystosowywać.
Znaczna część to motocykle, a raczej silniki, które w różnych odmianach i wcieleniach utrzymywały się na rynku od co najmniej kilku do kilkunastu lat. Nie zmienia to jednak faktu, że wiele z nich zniknie bezpowrotnie, a inne pojawią się w zupełnie innych wcieleniach – oszczędniejszych, bardziej eko, ale też mniej emocjonujących i unikalnych.
Jeszcze dekadę temu norma Euro (wtedy 3 i 4) dotyczyła głównie ekologii, a w zasadzie emisji spalin, którą europejscy urzędnicy chcieli usilnie – naszym zdaniem sztucznie – zaniżać. Teraz jednak normy to już nie tylko emisja spalin, ale też wpływ na technologię, osiągi i bezpieczeństwo.
Kropla w morzu CO2
Urzędnicy w Unii chyba nie mają innych zmartwień i nie są w stanie zrozumieć, że Europejski rynek motocykli to tylko ułamek tego co w tym temacie dzieje się na świecie. Pomijając inne aspekty motoryzacji, według danych statystycznych cała Europa sprzedała około 2,6 miliona motocykli w 2024 roku. Indie w tym samym czasie sprzedały 20,5 miliona, Chiny ponad 13 milionów, a Indonezja 6,5 miliona. W tych krajach nikt nie przejmuje się normami emisji, więc o czym mówimy?
Oczywiście że powinniśmy dbać o planetę, środowisko naturalne i powietrze, którym oddychamy, ale kogo chcemy oszukać? Tak czy inaczej, przejdźmy do konkretów. Oto kilka słów o nowej normie Euro5+ oraz lista motocykli, która wpadła pod gilotynę Euro5+.
Na czym polega Euro5+?
W skrócie nowa norma Euro5+ wprowadza zaostrzenia i nowe wymagania w kilku aspektach produkcji motocykli i oczywiście ich eksploatacji, a konkretniej emitowanych przez nie spaliny przez cały cykl życia motocykla. Euro5+:
Producenci muszą przeprowadzać bardziej szczegółowe testy trwałości systemów kontroli emisji (katalizatory, układy wydechowe). Sprawność tych systemów musi być zachowana na poziomie określonym przez normę przez znacznie dłuższy czas – właściwie przez cały okres eksploatacji motocykla.
- Wymóg stosowania zaawansowanych technologii: Aby spełnić nowe standardy, konieczne będzie wdrożenie nowoczesnych rozwiązań technologicznych w silnikach i układach wydechowych.
- Zaostrzenie limitów emisji spalin. Euro 5+ wprowadza bardziej rygorystyczne limity emisji tlenków azotu (NOx), węglowodorów (HC), tlenku węgla (CO) oraz cząstek stałych (PM).
- W Euro 5+ wprowadzono bardziej zaawansowane testy emisji w czasie rzeczywistym (RDE – Real Driving Emissions), które badają emisję spalin w warunkach rzeczywistej eksploatacji motocykla, a nie tylko w laboratorium.
- Wymagania dla starszych konstrukcji – Wymagane są większe nakłady technologiczne na modernizację starszych jednostek napędowych, co może być kosztowne lub technologicznie niewykonalne w przypadku niektórych modeli.
Dlaczego wyżej wymienione motocykle nie spełniają normy Euro5+?
To często zjawisko – norma Euro eliminuje z rynku motocykli starsze motocykle, a właściwie starsze silniki, których producentom nie opłaca się już przystosować do europejskich wymogów. Te motocykle zwykle są dostępne w innych zakątkach świata nieobjętych normami Euro, ale nie na „Starym kontynencie”. W ten sposób straciliśmy między innymi kilka ważnych modeli Suzuki z serii GSX-R, chłodzone powietrzem Monstery. Teraz pod „gilotynę” trafi kilka innych, ważnych modeli, których modernizacja jest ekonomicznie nieuzasadniona.
Często dotyczy to modeli budżetowych takich jak np. Honda CB500X, Kawasaki Z650, czy skutery (np. Vespa Primavera), które są projektowane z myślą o niskich kosztach produkcji. Modernizacja do standardów Euro 5+ mogłaby znacząco podnieść cenę, co zmniejszyłoby ich konkurencyjność na rynku. Wtedy trzymanie ich na rynku mija się z celem.
Jakie motocykle znikną z rynku przez Euro5+
Na podstawie dostępnych informacji, w związku z wprowadzeniem normy Euro5+ od stycznia 2025 roku, niektóre modele motocykli zostały wycofane z oferty producentów – nie są produkowane na Europejski rynek. Oto lista tych modeli:
CFMoto:
- 700 CL-X Heritage
- 700 CL-X Adventure
Ducati:
- Monster
- SuperSport 950
- Hypermotard 950
- DesertX
Honda:
- CB500X
- CB500F
- CBR500R
- CB650R
- CBR650R
Kawasaki:
- Z650
- Ninja 650
- Versys 650
- Vulcan S
Moto Guzzi:
- V7
- V9
- California
Piaggio/Vespa:
- GTS 300
- Primavera 150
- Sprint 150
Suzuki:
- SV650
- V-Strom 650
- GSX-S750
Yamaha:
- R1 i R1M – dostępne tylko bez homologacji drogowej
Warto zauważyć, że niektórzy producenci, tacy jak BMW, Triumph czy Harley-Davidson, zadeklarowali brak zmian w swoich ofertach, co sugeruje, że ich modele już spełniają nowe normy emisji.
Dla zainteresowanych zakupem modeli, które zostaną wycofane, istnieje możliwość nabycia egzemplarzy wyprodukowanych przed wejściem w życie nowych przepisów. Dealerzy będą mogli sprzedawać te motocykle jeszcze przez cały 2025 rok.
Motocykle, które nie spełniają normy Euro5+, zostały uznane za nie ekologiczne w obliczu zaostrzenia regulacji. Z jednej strony wprowadzenie nowych technologii może być nieopłacalne dla producentów, z drugiej strony starsze konstrukcje technicznie nie są w stanie spełnić wymagań nowych testów trwałości oraz emisji w rzeczywistych warunkach użytkowania. W efekcie te modele zostaną zastąpione przez nowe generacje, zgodne z Euro5+, lub całkowicie wycofane z rynku.
Zobacz również: Japończycy się pogubili – nowy wynalazek nie do końca logiczny
Parę gorzkich słów o Euro5+
Wydaje się, że norma Euro5+ to kolejny krok w biurokratycznym maratonie, który zdaje się zapominać o istocie motocykli – wolności, prostocie i przyjemności z jazdy. Tym razem jednak regulacje poszły o krok za daleko, wywracając do góry nogami rynek motocykli w Europie. Efekt? Cios w kultowe modele, kosmiczne ceny nowych maszyn i zniechęcenie producentów do wprowadzania budżetowych pojazdów.
Boli przede wszystkim śmierć kilku legend, a raczej motocykli o ugruntowanej pozycji na rynku. Ikoniczne motocykle, takie jak Suzuki SV650 czy Yamaha MT-07, nie spełniają normy Euro 5+. Nie dlatego, że są przestarzałe czy złe, ale dlatego, że biurokraci w Brukseli uznali je za niewystarczająco ekologiczne. Te motocykle przez lata były fundamentem rynku – prostymi, niezawodnymi i przystępnymi cenowo maszynami, które przyciągały nowych motocyklistów. Teraz mają zniknąć, bo nie da się ich „udoskonalić” bez dużych nakładów finansowych.
Na dodatek koszty wprowadzenia technologii spełniających nowe wymagania sprawiają, że ceny motocykli rosną jak na drożdżach. Dla przeciętnego użytkownika oznacza to, że wejście w świat motocykli staje się luksusem, a nie przystępną pasją. No bo kto za to wszystko zapłaci? Przecież to nie producenci poniosą te koszty – ostatecznie zapłacimy za nie my – klienci.
Zabijanie różnorodności
Wysokie koszty dostosowania do norm sprawiają, że producenci skupiają się na modelach premium, ignorując potrzeby przeciętnego motocyklisty. Rynek budżetowych maszyn kurczy się w zastraszającym tempie, a dla młodych lub początkujących motocyklistów pozostaje rynek motocykli używanych, a coraz bardziej kuszące stają się motocykle z dalekiego wschodu. Chińscy, czy Hinduscy producenci dostosowują się znacznie szybciej i taniej.
Motocykle to zaledwie ułamek źródeł emisji CO₂ w Europie. Nowe normy są jak polowanie na komary, podczas gdy obok leje się ropa z tankowców. Czy ktoś serio myśli, że wycofanie kilku modeli z rynku zmieni cokolwiek w skali globalnej?
Euro5+ nie ratuje planety, a raczej szkodzi motocyklizmowi jako kulturze i przemysłowi w Europie. To kolejny przykład oderwanej od rzeczywistości legislacji, która zamiast dbać o użytkowników i środowisko, wydaje się służyć biurokratycznemu triumfowi nad zdrowym rozsądkiem. Może zamiast pogrążać rynek, warto spojrzeć szerzej na prawdziwe problemy związane z emisją i szukać bardziej zrównoważonych rozwiązań?