Chińskie motocykle. Sami jesteśmy sobie winni?

2176
0
Udostępnij:
Zontes 703F to w zależności od wersji, motocykl turystyczny enduro i adventure.

Na europejskim rynku pojawia się coraz więcej motocykli z dalekiego wschodu. Choć kiedyś chińskie motocykle były raczej obiektami żartu, teraz europejskim producentom nie jest do śmiechu. Chińczycy skaczą na głęboką wodę, ale najwyraźniej potrafią nieźle pływać.

Być może jest jeszcze za wcześnie, by mówić o tym, że chińskie i indyjskie motocykle zalewają europejski rynek. Tendencja jest jednak wzrostowa. Wszystko wskazuje na to, że niebawem tacy producenci jak CF Moto, Voge, Zontes, czy Kove będą stanowić ważny element rynku.

Właściwie ta teoria i przemawiające za nią opinie nie powinny dziwić. Być może pod względem jakości wykonania, performance’u, czy trwałości, chińskie motocykle jeszcze nie dorównują europejskim, czy japońskim gigantom. Mimo tego postęp jaki dokonał się w tych produkcjach jest momentami wręcz szokujący.

Chińczycy pokazali, że potrafią szybko się uczyć. Na początku były małe pojemności i mnóstwo chorób wieku dziecięcego, ale projektanci made in China wzięli się już za motocykle o większych pojemnościach. I są coraz lepsi. Przykładem niech będzie choćby klasa motocykli turystycznych i adventure.

Zontes 703F to w zależności od wersji, motocykl turystyczny enduro i adventure.

Ofensywa chińskich turystyków

Klasa motocykli przygodowych, mocniej ukierunkowanych na podróże po bezdrożach od kilku lat pęka w szwach. Japończycy z Hondy i Yamahy oraz Włosi z Aprilii chyba zwęszyli pismo nosem prezentując Transalpa, Tenere i Touarega. Najwyraźniej wiedzieli co się święci i domyślali się, że dominacja europejskich marek w kategorii Adventure zostanie poddana ciężkiej próbie.

A próbie renomowanych marek najwyraźniej zamierzali poddać azjatyccy producenci, którzy przez lata uważnie przyglądali się działaniom hegemonów. Do tego po cichutku podpatrywali jak to się właściwie robi, wabiąc i nęcąc gigantów niskimi kosztami produkcji.

Tak, część produkcji motocykli, które dziś stoją w salonach BMW, KTM-a i wielu innych ważnych w świecie motocyklowym marek jest dziś produkowane w Chinach, Indiach czy Tajlandii. Kto jak kto, ale te kraje doskonale wiedzą jak „inspirować się” pomysłami innych, czego efekty widzimy teraz.

Chińskie motocykle – dobre i tanie?

kove 800x rally to nowa wersja 800x o mocno sportowym charakterze

Chińskie motocykle – Kove 800X Rally wbija się w klasę adventure

Najlepszym przykładem jest choćby CF Moto, które coraz śmielej rozpycha się na rynku, a teraz dołączyła do nich marka Voge, która również zdobywa coraz większe zaufanie i popularność wśród motocyklistów. A przecież nie od dziś wiadomo, że cena czyni cuda. Jeśli coś jest dobre i tanie to na pewno znajdzie odbiorcę. Czy tak rzeczywiście jest (tanie to nie zawsze dobre, a dobre to nie zawsze tanie) przekonamy się pewnie wkrótce.

Tej teorii przeczy nieco opinia polskich motocyklistów, którzy w obniżaniu cen przez chińską markę doszukują się słabych wyników sprzedaży. Być może na polskim rynku chińskie motocykle nie zdobyły jeszcze takiego zaufania jakiego moglibyśmy się spodziewać, jednak wiele wskazuje na to, że to tylko trudne początki – na zachodzie CF Moto, podobnie jak inne marki z dalekiego wschodu zyskują popularność.

Póki co w Polsce ten temat raczkuje głównie z powodu małej dostępności części i długiego czasu oczekiwania. To też zapewne się zmieni, dlatego skreślanie znacznie mniej skomplikowanych chińskich motocykli może okazać się błędem.

Tym bardziej, że uznane brandy motocyklowe praktycznie porzuciły pomysł na produkowanie motocykli nieskomplikowanych, dla zwykłego zjadacza chleba, a w zamian skupili się na prześciganiu się w kolejnych innowacjach i następnych wersjach super-ultra-hiper kontroli trakcji, czy aktywnych radarów.

Wejście smoka

Słychać jednak sporo głosów od zwykłych motocyklistów, którzy w wielu przypadkach są tym już po prostu zmęczeni, bo oni chcieliby tylko pojeździć na motocyklu. I tu wchodzą takie marki jak Voge, CF Moto, czy Zontes – całe na biało. Trudno ich za to winić, po prostu korzystają z okazji i robią to przemyślanie i metodycznie. Czy to źle?

Być może nie jest to najlepsza sytuacja dla europejskiego rynku, zwłaszcza teraz, choćby w cieniu katastrofy wiszącej nad KTM-em, który do niedawna był hegemonem jeśli chodzi o motocykle. Jak się okazało, to kolos na słomianych nogach z 3 miliardami euro zadłużenia.

Bądź co bądź mamy nadzieję że KTM odzyska płynność i wróci do „żywych”, a nie zbankrutuje i nie stanie się jedynie kolejną pozycją w historii motocyklizmu. To świetna marka budująca świetne motocykle – coś po prostu poszło nie tak.

CF Moto 675SR-R - konkurent dla GSX8R i Yamahy R7

Wciąż jest szansa

Być może nie ma się co obawiać, że chińskie motocykle zaleją rynek, zwłaszcza że te maszyny rzeczywiście są coraz lepsze. Pozostaje mieć nadzieje, że nie doprowadzą one do upadku wielkich firm, które przez tyle lat sprzedawały nam emocje i marzenia, ale też trzeba dać im szansę.

Na rynku jest zdecydowanie wystarczająco dużo miejsca, aby te wszystkie marki – zachodnie wschodnie, japońskie, amerykańskie i europejskie – mogły koegzystować i dalej dawać nam radość.

Giganci rynku motocyklowego powinni jednak obecność i ekspansję motocykli ze wschodu potraktować jako otrzeźwiającego „płaskiego” czy też „liścia” na ogarnięcie. Nie mogą liczyć na to, że napływ chińskiego sprzętu zostanie zatrzymany przez przepisy i regulacje. Muszą znaleźć inne rozwiązanie i nauczyć się współistnieć z szybko rosnącą grupą producentów z Chin.

Przeczytaj również: Chińskie motocykle marki Benda –  nie kopiują, a tworzą własną technologię!

Chiny jak Korea

Tak samo było w przypadku samochodów z Korei. Przez wiele lat były traktowane jako buble i nie wróżono im przyszłości, a dziś rynek koreańskich samochodów nie tylko w Polsce, ale też w całej Europie ma się świetnie. Koreańczycy potrzebowali czasu by dostosować się do standardów obowiązujących w Europie, Japonii, czy USA. Choć zajęło im to trochę czasu historia pokazuje, że zdołali nadgonić straty i dziś produkują auta, które spokojnie mogą konkurować z europejskimi markami.

Mało tego zaczynają coraz śmielej atakować klasę wyższą i historia znów może zatoczyć koło – jeśli odpowiednio się do tego przygotują i wybiorą dobry moment, mogą narobić jeszcze sporo zamieszania w klasie wyższej. Pytanie brzmi – czy na tym im zależy?

Podobnie będzie z chińskimi motocyklami, a pewnie w niedalekiej przyszłości również i samochodami. Chińczycy już pokazują jak ogromne mają możliwości, a uczą się chyba jeszcze szybciej niż Koreańczycy. Jeszcze niedawno jazda na chińskim skuterze lub motocyklu 125 może i nie była powodem do dumy, ale dziś ta sytuacja się zmienia.

Benda ze modelem LFC 700 oraz z modelami V4 Napoleon i Darkflag to świetna propozycja na rynku power cruiserów.

Chińskie motocykle Benda zaskakują własną technologią

Każdy podług siebie

Osobiście znam co najmniej kilku motocyklistów, którzy bez cienia zażenowania mówią o tym, że jeżdżą na Zontesie lub Benelli (korzenie włoskie, ale marka należy do Chińczyków), a coraz chętniej zerkają na większe chińskie motocykle od Kove czy CF Moto. Coraz większe zainteresowanie budzi też Benda.

Koniec końców najważniejsze jest, by pasja do motocykli rosła w jak największej grupie odbiorców, a to co kto lubi, na czym jeździ i co mu się podoba powinniśmy pozostawić własnym, prywatnym osądom każdego motocyklisty. Kim jesteśmy żeby decydować na czym kto powinien jeździć?

Udostępnij: